sobota, 31 marca 2012

LENIWE popołudnie


Leniwe popołudnie. Przede mną duże okno na świat. Promienie słońca, co chwile dają mi po oczach. Szalejący wiatr, doszczętnie porywa wszystko. Po niebie płynie masa chmur. Czasem lubię patrzeć jak kształtem przypominają a to samolot, helikopter, jakiegoś zwierzaka. Tak, takie pozostałości po dzieciństwie. Ale przecież każdemu coś z tego okresu pozostało. Jedni potrafią kostką czekolady pobrudzić całą buzię, drudzy trzymając w ręku wafelka jednocześnie jeść i umorusać pół rękawa. Niektórzy jak małe dziecko potrafią się czymś zająć przez pół dnia – niestety do takich nie należę.
Tuż koło mnie gorąca, czarna herbata z odrobiną witaminy C, w sam raz na moje gardło. Na półce stos książek, które za każdym razem, kiedy na nie spojrzę krzyczą: „OTWÓRZ MNIE”. Nie da się ukryć, że odrobinę dłuższy weekend robi swoje.
Na kolanach Mruczek dumnie pręży swój grzbiet, poszukując dobrego miejsca do spania. Klikając myszką powoli usypiam. Skaczę po stronach jak małpa na drzewie. W tle jakaś cicha muzyka. Dopijam ostatni łyk napoju. Otwieram Word’a. Dokładnie precyzuje swoje myśli, przekładam je na zwykłą kartkę dokumentu. Zamykam się w czterech kątach.




sobota, 24 marca 2012

rekoLEKCJE

Podobno czas rekolekcji to czas zadumy, głębszego przemyślenia pewnych rzeczy. Takie trzy dni może czasem odmienić człowieka. Przybliżyć nas do kogoś Tam na Górze. Do nieba. Bo jesteśmy posłuszni, posłuszni Temu, kto nas stworzył. Jednakże, gdy dostaniemy od życia po tyłku odwracamy się od Niego.
Krótko mówiąc obwiniamy Go, za to, co nas spotkało.
Przykładem, jaki powinniśmy wziąć sobie do serca jest Hiob. Stał się przedmiotem zakładu między Bogiem a Szatanem, został mu wierny. Wszyscy się odwrócili. On jednak został. Ukazuje symbol wiary w dobro i sprawiedliwość Boga, stałości nawet w największych cierpieniach. Rychliwy i sprawiedliwy – to dwie charakterystyczne cechy.
I niejednokrotnie uważamy się za dobrych chrześcijan, potulnie biegnących do kościoła. Ale kiedyś może się okazać, że w naszym całym życiu nie zrobiliśmy nic, tylko staliśmy, czekając na zbawienie. Jednak są ludzie, którym mimo przeciwności losu udało się wyjść z (załóżmy) nałogu. Przykładem jest tutaj alkoholik, narkoman. Jeszcze parę lat temu było można ich spotkać pod sklepem z butelką wódki, krechą, dziwnie zachowujących się. Dzisiaj pomimo tego, że ubrani w łachmany, zawstydzeni, stają przed obliczem Boga, gdzieś z tyłu nas. Nie wychodzą ze swojego cienia, bo ludzie to istota pamiętliwa. Ale gdy staniemy tam Wysoko twarzą w twarz i będziemy dzieleni, wtedy zadamy sobie pytanie: Co on takiego zrobił, że tutaj jest razem ze mną ? Przecież ja jestem lepszy ! Odpowiedź jest krótka: Wrócił na właściwą drogę. Wyprzedził nas, wyszedł z tego, postawił wszystko na jedną kartę i stał się całkiem innym człowiekiem. A to się liczy… Nie rzeczy materialne, lecz nasza postawa, chęć..



niedziela, 18 marca 2012

InspiRACJA


Każdy z nas codziennie się z czymś zmaga. Żyjemy w ciągłym strachu, ciągle za czymś podążamy. Czas nas nie oszczędza, nigdy tego nie robił. Pędzimy do szkoły, pracy, sklepu, na uczelnie, na złamanie karku. Zaliczamy różnorodne potyczki, podnosimy się. Stajemy się silniejsi wraz z każdym naszym upadkiem. Miewamy złe dni, delikatnie mówiąc wstajemy lewą nogą. W tym czasie, w naszych myślach zabijamy każdego, kto stanie na naszej drodze. Wyładowujemy na kimś, kto jest uległy, na kimś, kogo nie lubimy, także na bliskich osobach. Każdego dnia spotykamy ludzi, których z miłą chęcią wysłalibyśmy w kosmos, jako prezent dla Tego na górze. Za każdym razem mijamy osoby, którym nigdy nie powiedzieliśmy o naszych uczuciach, którym ze względu na naszą nieśmiałość, wstyd o tym nie powiemy. Nie potrafimy przełamać pewnej bariery, której się kurczowo trzymamy. W naszej głowie układamy scenariusz życia. Tam właśnie powstaje ideał partnera, rodziny, dzieci, naszych marzeń, wszystkiego. Cieszymy się z błahostek, z małych rzeczy, chociażby i z mile spędzonego dnia. Wokół tych rzeczy kręcimy się My sami.. Ciągle za czymś tęsknimy, płaczemy, boimy się, przeżywamy radość, smutek..

Zainspirowała mnie pewna lekcja, a mianowicie religia z panem D, który z niesamowitą charyzmą umie o wszystkim opowiedzieć :)




sobota, 10 marca 2012

START klatka I

Z natchnieniem rozpoczynam opowieść. Czasem człowiek ma nadmiar pomysłów i chce wszystkie wykorzystać, więc ja połączę je wszystkie w całość. Myślę moje wypociny spodobają się :)) I mam nadzieję, że obszerność (3 kartki a4) nie zniechęcą :)
i zapraszam na facebooka: http://www.facebook.com/wirtualnyBlogger 


Dziesiąty marca dwutysięcznego dwunastego roku. Mija sobotnie popołudnie. Świat płacze. Okna zalane łzami. Wiatr porywa wszystko wokół. Niewyspana Elizabeth przeciera zamglone oczy, jednocześnie ziewając. Odkrywa kawałek grubej kołdry, chcąc jeszcze przez chwilę spokojnie poleżeć. Zapatrzona w otchłań sufitu wspominała wczorajszy dzień. Jak zwykle jej pesymistycznym zdaniem nie było nic ciekawego. Lubiła piątki, choćby i z powodu zaczynającego się szybko weekendu, bo tuż po 12:00 miała za sobą skończony tydzień nauki.
Po szkole zawsze chodziła z koleżankami do ulubionej pizzerii dwie uliczki dalej. Przypatrywała się utalentowanemu kucharzowi, który z gracją i talentem podrzucał ciasto specjalnie dla Nich. Zamawiały wtedy dużą pizzę z ogromną ilością sera, szynki, pepperoni, pieczarek i dzieliły się po dwa kawałki. Jak zwykle wracała przez osiemnastą, wcześniej uprzedzając mamę i od razu zasiadała przed komputerem.
Jej refleksje przerwały głośne skrzypienie kroków mamy Maree. Nadzwyczaj głośno otworzyła drzwi i próbowała Ją obudzić. Elizabeth otworzyła na wpół otwarte oczy coś mamrotając.
- Znowu siedziałaś do późna ? Przecież mówiłam żebyś położyła się wcześniej.. – powiedziała oburzona.
- Oj, mamo. Daj spokój… - powiedziała na odczepnego, po czym zakryła się po uszy kołdrą.
- Przyszłam Cię poinformować, że zaraz przyjeżdża do Nas ciotka Sue, która wprosiła się na obiad.
- Mogłaś powiedzieć, że Nas nie ma w domu. – krzyknęła.
Elizabeth zaczerwieniła się ze złości. Z całego serca Jej nienawidziła. Zawsze miała coś za złe, że ma źle upiętą kitkę, że na sobie ma nie ten kolor spodni, że w domu pełno kurzu. Nawet witała się w białych rękawiczkach, by się czasem nie pobrudzić. Potrafiła prowadzić niekończący monolog, który wszyscy próbowali ścierpieć.
- Po co znowu tu przyjeżdża ? – zadała sobie to pytanie i zamyśliła się na chwilkę.
- Pewnie znowu rzucił ją jakiś kochanek i chce się wygadać..
W końcu wstała z łóżka. Lekko osowiałym krokiem podeszła do okna przyglądając się całej okolicy. Przemieszczający się ludzie ubrani byli w płaszcze przeciw deszczowe, niektórzy posiadali parasole, niektórzy tak jak Ona spoglądali przez szybę ze swoich przytulnych domów. Nie lubiła takiej pogody, uważała, że Tam na Górze Jej nie wysłuchali. Po paru minutach na parapecie zasiadł kot. Uwielbiała prowadzić z nim długie rozmowy. Twierdziła, że nikt nie umie słuchać jak zwierzak, nawet przyjaciółka Ann czasem miała Jej dość. Wzięła swoje ciuchy i czekała w kolejce do łazienki. Jej brat Alex potrafił przesiedzieć tam całą godzinę.
- Alex, wychodź już ! – wrzasnęła.
- Spokojnie siostra, mam czas. – odpowiedział ze spokojem.
- Jak zaraz nie wyjdziesz to obiecuję, że je wywarzę.
- No dawaj. – odpowiedział i zaczął się śmiać.
- Maammoo ! Alex znowu długo siedzi w łazience, pewnie szykuje się do swojej koleżanki. – niezwykle podkreślając „koleżanki”.
Drzwi się otworzyły. Chłopak wyszedł uśmiechnięty, wyperfumowany z żelem na włosach.
- Wszystko słyszałem siostra. – powiedział i ucałował w czoło na powitanie.
Elizabeth uśmiechnęła się, po czym szybko czmychnęła się ubrać. Po 15 minutach wyszła nowo narodzona. Ubrana w dresy i luźną koszulkę weszła do kuchni. Na stole widniało dla niej śniadanie i kubek kakao.
- Dzięki mamo. – uśmiechnęła się.
- Szybko wcinaj, bo zaraz zjawi się nasz gość.
- Co za szybko to nie zdrowo. – rzekła.
Tosty z żółtym serem, dżemem i kakao to było coś, od czego zaczynała dzień. A jeżeli przygotowała to mama, była wniebowzięta. Smacznie zajadając usłyszała głośny dźwięk dzwonka do drzwi.
- Pójdę otworzyć. – powiedziała mama.
Po paru sekundach usłyszała ciotkę Sue.
- Witaj Maree. Jak się miewasz ? – zapytała.
- Jak codziennie, czyli dobrze.
- A gdzie są dzieci ?
- Alex wróci na obiad, a Elizabeth je śniadanie.
- Śniadanie ? No wiesz.. u mnie są odpowiednie pory do tego. – powiedziała wściekła.
Dziewczyna słysząc to opadła z sił. Przykleiła sztuczny uśmiech i przywitała się.
- Cześć ciociu.
- Dzień dobry młoda panno. Czy wy tutaj nie macie wprowadzonego rygoru ?
- Rygoru ? Jesteśmy dobrze wychowani, więc nie jest to potrzebne. – powiedziała.
W ciotce obudziła się histeria.
- Zawsze byłaś wygadana.
- To chyba dobrze. – burknęła pod nosem, ale Sue tego nie usłyszała.
Poszła na górę do swojego pokoju, a Maree i ciotka do kuchni. Elizabeth włączyła komputer. Jak zwykle dostała wiadomość od Ann z pytaniem o lekcje. Dziewczyna po krótkim zastanowieniu odpisała.
- Czy coś się stało ? – zapytała przyjaciółka. Znała ją na wskroś, wiedziała, kiedy miewa zły humor i kiedy coś się dzieje.
- Nie, ale znowu ta wariatka jest u nas.
- Ciotka ?
- Tak. – odpisała.
- O matko.. Nie martw się zaraz sobie pojedzie i wróci za parę tygodni.
- Oby tak było..
Nagle usłyszała głos z dołu.
- Kochanie, obiad, chodź na dół.
- Już idę. – krzyknęła jednocześnie żegnając się z koleżanką.
Zeszła na dół. Byli już wszyscy, nawet Alex. Właśnie Sue prowadziła z nim konwersację. Dziewczyna podsłuchała kawałek i zaczęła się śmiać.
- No to masz jakąś bliską koleżankę ? – zapytała zaciekawiona.
- Niee..
Elizabeth wpadła w bezgraniczny śmiech. Chłopak zawstydził się i poszedł pomóc mamie przy obiedzie.
- A koło Ciebie młoda damo kręci się jakiś chłopak ?
- Oj.. ciociu. Pewnie że .. nie.
Wszyscy zasiedli przy stole. Dziewczyna rozpoczęła modlitwę.
„Pobłogosław Panie Boże wszystkie dary,
które będziemy spożywali z Twojej świętej szczodrobliwości,
przez Chrystusa Pana naszego.
Amen. – odpowiedzieli wszyscy.
Jak zwykle Alex nałożył najwięcej. Wszyscy się śmiali, że kiedyś Jego żona będzie musiała stać ciągle w kuchni. Chłopak nie lubił wspólnych obiadów. Nigdy nie wiedział, co i jak ma odpowiadać, by się nikt nie obraził. Wariatka (jak nazwała ją Elizabeth) zadawała najwięcej pytań. A to o szkołę, o ich życie prywatne, jak sobie radzą. Odpowiadali z niechęcią.
Ciotka zaczęła rozmowę..
- No.. Maree niezłe są te ziemniaczki.
- Dziękuję.
- Chciałabym Cię zapytać czy nie mogłabym wziąć dzieci w następny weekend.
- W żadnym wypadku. – odpowiedziała, wiedząc że dzieci by tego nie zniosły.
- Szkoda.. Bo miałam pewne plany.
Rozmowa ucichła. Po dwóch godzinach ciotka postanowiła pójść do domu.
Elizabeth, Maree i Alex postanowili odpocząć od tego męczącego popołudnia. Wspólnie wybrali się do wesołego miasteczka i na lody. Spędzili wolny czas wspólnie jak za dawnych czasów. Teraz, kiedy byli starsi wstydzili się takich wspólnych wypadów. No bo przecież: Co by znajomi powiedzieli ? Tak naprawdę nikt z Nich się nigdy nie przyznał, że potrzebowali tego od dawna. Potrzebowali tej rodzicielskiej opieki, miłości.
- Czy nie chcecie już wracać ? – zapytała mama.
- Jeszcze chwilkę. – odpowiedziała Elizabeth a Alex tylko kiwnął głową.
Szli w ciszy, doskonale wiedzieli, co każdy czuł. Odreagowywali cały dzień, robili to od małego. Ten czas chcieli spędzić razem, bez żadnej ciotki, która zawracałaby im głowę, po prostu bez ludzi. W ręce trzymali rożki lodów i balony. Elizabeth potrafiła zawsze mieć brudną buzię nawet od jednej kostki czekolady. Rozpadało się.. Chórkiem uznali, że lepiej wrócić do domu niż rozchorować się. Każdy z nich położył się spać. Zmęczeni szybko zasnęli. A Maree z czułością, co noc zaglądała ukradkiem do ich pokoi, czy aby na pewno tam są.






wtorek, 6 marca 2012

faceBOOK


Witam wszystkich w jakże cudowny wtorkowy wieczór. Takim miłym akcentem przeglądam strony internetowe i zaraz uciekam.. do polskiego, powtórki z matmy, a przede wszystkim spać. Właśnie tak spędzam szare popołudnia. A wam jak one mijają ? Macie jakieś plany czy może wpadacie w wir książkowy ? :) Obiecuję że powrócę tu w czwartek, no maksymalnie w piątek :) Życzę wam miłego wieczoru Kochani :))



Aaa i bym zapomniała.. stworzyłam stronę na Facebooku, żebyście wiedzieli kiedy pojawiają się tutaj posty :)

http://www.facebook.com/wirtualnyBlogger 



sobota, 3 marca 2012

Hałas


Późny wieczór. Hałasy z zewnątrz dają o sobie znać ze zdwojoną siłą. Dopadł mnie niemiłosierny ból głowy. Każda kostka błaga o lek przeciwbólowy. Spijam whisky z dużą ilością coli. Łapię się za głowę, równolegle siadam w ulubionym fotelu. Czytam zaległe notki z tygodnia. W tle ciągnie się muzyka, dająca ukojenie moim bębenkom. Kątem oka spoglądam na Tygrysa, który zasypia na moich kolanach. Z ciekawością otwieram napotkane strony.
Wyglądam za okno. Pustka. Księżyc dobija się do mojego pokoju. Ogarnia mnie ciemność. Otwieram word’a, zaczynam pisać. Miewam pustkę, zacinam się. Kursor biega po całym ekranie. Wpisuję adres przykurzonego brakiem postu bloga. Zmęczona po tygodniowej monotonni, z szaleńczym uśmiechem wpatruję się z niewiedzą… Obserwuję wskazówki zegara na przeciwnej ścianie. Z sąsiedniego pokoju słyszę głośne wołanie. Sprzątam swój rozgardiasz. Spokojnie segreguję ciuchy wiszące na fotelu. Zamykam wirtualny świat. Znikam. Zatracam się w bezsenności..





Przykro mi że bywam tutaj w chwili wolnego czasu. Czytam wasze komentarze, odpisuję. Dziękuję po raz kolejny :)) Bardzo się cieszę z tego powodu :D 
Zastanawiam się nad konkursem literackim, z jednej strony chciałabym wziąć w nim udział ale z każdej szkoły mogą być wytypowane tylko 3 osoby. Więc kurcze.. wiem że nie przejdę - tak pesymistyczne nastawienie :)